sobota, 15 listopada 2014

Inny a jednak ten sam świat cz. 4


- Moja dziewczynka dattebyo! – krzyknął przytulając mnie bez zastanowienia po czym spoczęły na nas wszystkie oczy uczniów z akademii. A ja stałam jak wryta, nie wiedząc co odpowiedzieć i uczynić.
- Naruto! – krzyknęłam ukazując swoją mroczną naturę – Nie jestem żadną Twoją dziewczynką dattebyo!
Minęło wiele tygodni, a ja wraz z Kurumą uczyłam się jutsu które pozwoliły by mi wrócić do swojego świata. W międzyczasie zadawałam się z Naruto i Sakurą. Spędzaliśmy wiele czasu razem, ta moja przygoda zbliżyła nas do siebie. Teraz nastał czas na poznanie kolejnych osób, ponieważ szykowała się impreza. Siedziałam u blondyna w mieszkaniu, rozmyślając o różnych sprawach, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Niebieskooki spojrzał na mnie, odstawił zakupy po czym usiadł obok. Siedzieliśmy chwilę bez słowa lecz nagle odezwałam się:
- Wiesz co zawsze chciałam tu być… - zaczęłam spoglądając za okno, po czym dokończyłam szeptem. - Ale nie sama…
- Miyuu… Nie znam Twojego świata. – zaczął wbijając wzrok w ziemię. – Ale dałbym wszystko by tam być i mieć rodziców.
- Wiesz ja widzę że jesteś tu szczęśliwy. – powiedziałam uśmiechając się przez łzy w jego kierunku. – Masz Sakure, Kurame, Kibe, Kakashiego.  A ja tu nie mam nikogo…
- Masz nas. – powiedział szczerząc się w moją stronę, po czym objął mnie ramieniem. – Możesz liczyć na naszą pomoc zawsze i wszędzie.
- Heh dzięki Naruto. – westchnęłam  i gwałtownie wstałam unosząc triumfalnie pięść ku górze  - No to ubieramy się na imprezę!
Po kilku chwilach niebieskooki był gotowy do wyjścia, blondyn ubrał czarny garnitur. Pod nim miał piękną białą koszulę, a w kieszonce marynarki widniała czerwona butonierka. Chyba z 10 minut stałam jak wryta wpatrując się w nieziemski wygląd mojego blond włosego przyjaciela. Spojrzał na mnie zaniepokojony, po czym podszedł i zaczął mną potrząsać:
- Miyuu wszystko w porządku? Co się stało? – pytał nie wiedząc co mi tak naprawdę jest lecz po krótkiej chwili potrząsłam kilkakrotnie głową i doszłam do siebie.
- Nic po porostu nic. – odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic, po czym wbiegłam do łazienki razem z Kurumą. Po upływie 20 minut byłam już gotowa do wyjścia, podeszłam do wielkiego lustra, które znajdowało się przy oknie. Spojrzałam na siebie, postanowiłam ubrać zieloną sukienkę, którą kupiłam niedawno w Konosze za pieniądze uzbierane z misji. Sięgała mi ona po kolana, miała przepięknie rozkloszowany dół, który sprawiał wrażenie jakby unosiła się w powietrzu. Niestety nie kupiłam żadnych butów, więc musiałam iść w swoich starych adidasach. Włosy miałam rozpuszczone, a na nich spoczywała szara opaska z kokardką. Następnie moje oczy spoczęły na złotej bransolecie, która nadal oblegała moje ramię. W momencie zrobiło mi się smutno, lecz nagle usłyszałam wołanie Uzumakiego więc pozbierałam się, ubrałam Kurumie muszkę po czym z uśmiechem wyszłam z łazienki.
- To jak idziemy? – zapytałam zamykając za sobą drzwi, po czym na moje ramię wskoczył mój kotek.
- Eee że on też idzie?! – krzyknął Uzumaki przyjmując swoją śmieszną pozę w rozkroku pokazując palcem na kociaka.
- Tak a czemu niby nie? – zapytałam robiąc groźną minę.
- Bez komentarza. – westchnął po czym otworzył drzwi, i przepuścił mnie w nich.
Po upływie 30 minut byliśmy już na miejscu, staliśmy przed wielkim pomarańczowym domem, który zapewne był posiadłością Yamanaki. Po czym to poznałam? Wszędzie było pełno kwiatów, a jak wiadomo oni mięli do tego dryk. Weszliśmy po schodach, na drzwiach widniało nazwisko Ino, więc się nie pomyliłam. Blondyn zastukał głośno w drewniane drzwi, które po chwili otworzyły się a w nich stanęła blondynka, miała długie blond włosy, oraz wielkie błękitne oczy, była ubrana w strasznie obcisła sukienkę. Tak nawiasem nigdy bym takiej nie ubrała.
- O witam Was! – krzyknęła przytulając nas do siebie, prawie że dusząc. – Zapraszam!
Prawie wszyscy już byli, i widać było że bawią się świetnie. Rozglądnęłam się wokoło, i spostrzegłam że niebieskooki gdzieś zniknął. Szłam przed siebie przyglądając się ludziom, zachowywali się tak jak ja, gdy byłam na imprezie u kogoś. Hektolitry soków, trochę sake, masę jedzenia, to coś co bardzo odpowiadało Choujiemu, który siedział przy stole i zajadał lukrowe dobroci. Przeszłam w drugą stronę potykając się o czyjeś nogi, był to Kiba który przytulał swojego psa. Akamaru nie spodobał się mojemu kotu, który stał się potrójny.
- Ohayo Kiba. – powiedziałam, mając zamiar poznać kogoś i z kimś chociaż pogadać.
- Ohayo. – odpowiedział po czym zaczął mi się dziwnie przyglądać. – To Ty jesteś tą kunoichi nie stąd?
- Taaaa. – westchnęłam smutno, po czym zmieniłam temat, głaszcząc psa. – Nie sądziłam że Twój Akamaru jest taki duży.
- Heh dużo je! – krzyknął dumnie Inuzuka, klepiąc zwierzę po głowie. Następnie spojrzał w moją stronę zaciekawiło go jak i psa, zwierzątko na moim ramieniu. – A co to?
- To jest Kuruma. – powiedziałam drapiąc go za uchem. – W realnym świecie jest kotem, a tu jak widać królikotem..
Kiedy Akamaru zorientował się że Kuruma to tak naprawdę kot,  zaczął po mnie skakać. Futrzany przyjaciel zeskoczył z mojego ramienia po czym skierował się w tylko sobie znanym kierunku a za nim wielka bestia. I tak właśnie zostałam sama, podziękowałam brunetowi za rozmowę i kierowałam się dalej w poszukiwaniu blondyna. Co najmniej z 5 osób grało właśnie w butelkę, była tam między innymi Ten Ten - dziewczyna z dwoma kokami na  głowie, Neji – trudno mi wytłumaczyć, był to kuzyn Hinaty o przerażającym spojrzeniu, był oczywiście Lee – krzaczasty, zielona bestia Konohy, i….. Shino – wielbiciel robaków. Minęłam ich, nie chcąc im przeszkadzać. Za rogiem spostrzegłam Hyuuge która stała z boku spoglądając na ich grę, nienawidziłam jej, to zachowanie, ta nieśmiałość zbyt przesadna doprowadzały mnie do nerwic. Ale postanowiłam jej zapytać:
- Hinata? Nie wiesz gdzie jest Naruto?
- He? – westchnęła i natychmiast zrobiła się czerwona, lecz odpowiedziała piskliwym głosikiem – Wyszedł przed chwilą z Sakura na balkon.
- Dzięki. – powiedziałam w biegu kierując się w kierunku gdzie powinien przebywać blondyn. Drzwi na balkon były otwarte, wychyliłam się nieco na zewnątrz rozglądając się za nim. Lecz nie musiałam daleko szukać, dostrzegłam niebieskookiego wraz z różowowłosą kunoichi. Stali na balkonie, oparci dłońmi o barierkę, rozmawiali – lecz nie słyszałam na jaki temat. Wewnątrz mnie byłam szczęśliwa, no w końcu się zrozumieli, w przypływie euforii westchnęłam:
- No nareszcie.
- Miyuu! – krzyknęła Haruno, widząc mnie odchodzącą z poprzedniego miejsca, po czym zaczęła do mnie machać.
- Sakura-chan! – krzyknęłam zdenerwowana, nerwowo się uśmiechając. – Skąd wiedziałaś że to ja?!
- Jestem ninja prawda. – oznajmiła pokazując na opaskę. – Więc to żaden problem.
- No fakt. – powiedziałam i posmutniałam. Uczęszczałam do akademii już dość długo i też powinnam dostać ochraniacz wioski liścia. No ale widocznie jestem jeszcze gorszą uczennicą niż Naruto… Gdy skończyłam w myślach wypowiadać to zdanie blondyn przypomniał sobie pewną rzecz:
- Ojoj!
- Co się stało ?? – zapytałyśmy razem z Haruno. Uzumaki włożył rękę do kieszeni po czym wyciągnął z niej granatowy kawałek materiału. Po czym wręczył mi go.
- Kakashi – sensei kazał mi to Tobie przekazać ale dopiero sobie dzisiaj o tym przypomniałem. – oznajmił drapiąc się głupkowato za głową. Byłam jednocześnie zła i szczęśliwa, spojrzałam na tamtą dwójkę, i zdjęłam z głowy swoją szarą opaskę, po czym założyłam na głowę granatową tkanine. Odwróciłam się w stronę okna, by móc się przeglądnąć. Byłam teraz prawdziwą kunoichi, umiałam paręnaście jutsu, w tym uczyłam się jeszcze rasengana, którego niebieskooki miał mnie nauczyć. Gdy przypomniałam sobie jego osobę automatycznie odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na blondyna.
- Masz przekichane Naruto! – krzyknęłam po czym uderzyłam niebieskookiego pięścią. Nie wiedziałam że wyleci aż poza balkon, nie uświadamiałam sobie teraz swojej siły. Haruno odmierzała odległość na jaką poleciał jej przyjaciel.
- No no Miyuu Twój rekord !
- Dziękuje dziękuje. – powiedziałam po czym podeszłam zobaczyć co z blondynem. – Naruto nic Ci się strasznego nie stało??
- Nie nic… - oznajmił leżąc w krzakach nieopodal domu. – Tylko coś mnie kuje dattebyo!
- Naruto to są róże. – oznajmiła zielonooka, w duchu śmiejąc się z głupkowatego zachowania Uzumakiego. Ja też nie byłam w tyle zaczęłam śmiać się na prawie całą Konohę. Lecz nasze śmiechy przerwał wielki wybuch w obrębie domu blondyna. Eksplozja była na tyle silna by wyrwać drzewa z korzeniami, po czym wszystkie kawałki leciały wraz z wiatrem na sąsiadujące domy. Było to podobne do Shinra Tensei Paina, ale było zbyt słabe i obejmowało za małą powierzchnię. Wszyscy imprezowicze przybiegli na balkon by ocenić co się dzieje, to nie był normalny wybuch to coś więcej.
- Co się stało? – zapytał Sai przyglądając się zniszczeniom, które dopiero po opadnięciu kurzu były dobrze widoczne.
- Wybuch geniuszu. – odpowiedział Lee, przedrzeźniając czarnookiego.
- Naruto Twój dom… - zaczęła Haruno kładąc blondynowi dłoń na ramieniu, po czym spojrzała na Uzumakiego, a następnie niebieskooki przeniósł wzrok na mnie.
- Miyuu… - powiedział spoglądając na moją przerażoną twarz, która nadal patrzyła w tamtym kierunku. Popatrzyłam na swoje ramię i na bransoletę – świeciła się to oznaczało że właśnie teraz nastąpi to co na czekałam tyle tygodni. Po chwili poczułam że Kuruma siedzi mi na ramieniu, teraz wiedziałam co mam już zrobić.
- Wszyscy słuchajcie, to jest moja sprawa nie chce aby komukolwiek z was, stała się jakaś krzywda. – oznajmiłam po czym spojrzałam ten ostatni raz na blondyna i zielonooką, po czym uśmiechnęłam się do nich. Na 100 % wiedzieli o co mi chodzi, podeszłam do barierki i zeskoczyłam na dół kierując się w stronę dobrze mi znaną.
Po chwili dotarłam tam, widok mnie przeraził. Nie było żadnego domu, pozostał tylko wielki ziemny plac. A nad nim unosił się człowiek w białej masce z dwoma otworami, dobrze znałam tego gościa, to zawsze on był przyczyną wielu problemów. Minęło parę sekund a już prawie cały sojusz Konohy stał za mną gotowy do walki w tym wszyscy którzy byli na imprezie. Uśmiechnęłam się do wszystkich po czym ruszyliśmy szturmem na wroga, lecz to nie dało żadnych rezultatów ponieważ jednym podmuchem, jednym ruchem ręki wszyscy odbili się od pobliskiej ściany, osuwając się na ziemię.
- Szlak. – przeklnęłam pod nosem, próbując wstać na równe nogi. Odczuwałam ból i to strasznie, tak jak w realnym świecie. To już nie było anime, to było moje życie. To prawda nadal byłam postacią rysunkową, ale wojna zmienia wszystko. Spojrzałam na innych też trzymali się na nogach, bałam się o nich, że to właśnie przeze mnie mogą zginąć. Za człowieka, obcego człowieka nie z ich świata.
Po parunastu minutach sytuacja nie była najlepsza ( z mangi 665 chyba) połowa ludzi leżała nieruchomo na ziemi, jeszcze inni byli uleczani przez medyków, a inni walczyli bez wytchnienia. Spojrzałam w stronę Naruto, nie było najlepiej ponieważ jego Kyuubi był już wewnątrz posągu a co za tym idzie Madara stał się Mistrzem 6 Ścieżek. Blondyn walczył o życie, widziałam z jaką determinacja Haruno próbuje zatrzymać niebieskookiego przy życiu. Trzymając jego serce – i to dosłownie. Stanęłam naprzeciw wroga, widział mnie od razu wzięłam się za robotę:
- Tajuu Kage Bushin no jutsu! – krzykłam a wokoło mnie stanęło wiele moich wiernych kopii które były stworzone z powietrza. Moje podobizny pobiegły wraz ze mną w stronę Madary, gdy on się zorientował postanowiłam wykonać następny krok. Wzięłam shuriken, po czym wraz z klonami rzuciłam nimi w postać, przedmioty te także zrobiły swoje klony. – Shuriken Kage Bushin!
Niektóre z nich zadały jakiś tam ból kruczowłosemu, lecz jego rany goiły się bardzo szybko. Nie wiedziałam co robić nie znałam dużo technik, a rasengana nie zdążyłam się wyuczyć do końca. Odwróciłam się za siebie by zobaczyć co z moją ulubioną dwójką, lecz to był mój błąd. Madara wykorzystał sytuacje i rzucił we mnie jedną ze swoich czarnych kul. Nie zdążyłam zrobić uniku, więc odleciałam spory kawałek od pola bitwy, gdy się zorientowałam zobaczyłam że leżę na skalnych podobiznach Hokage. Spojrzałam w dół, widziałam że Obito przybył do Naruto i Sakury. Nagle spostrzegłam jakąś czarną plamę na brzuchu blondyna.
- Czy to możliwe by Obito przekazał tą drugą część Kuramy niebieskookiemu? No pewnie że tak! On to właśnie robił! – mówiłam do siebie w duchu, patrząc na dalszy rozwój sytuacji. Gdy tylko Obito przestał upadł na ziemię, wtedy postanowiłam wrócić na pole bitwy i ocenić sytuacje. Zeskoczyłam ze skał i pobiegłam w ich stronę, po chwili klęczałam obok Naruto.
- Sakura-chan? Jak tam Naruto? – pytałam nerwowo by szybko uzyskać informacje, widziałam te łzy w jej oczach nie wiedziałam czy to łzy szczęścia czy raczej łzy bólu.
- Obito oddał mu drugą część Kuramy, powinno być dobrze. – powiedziała na jednym tchu, opanowując łzy. Widziałam że jest wyczerpana, lecz za wszelką cenę chciała uratować blondyna. Po chwili wpadłam na pewien świetny pomysł.

2 komentarze:

  1. Notka świetna jak zwykle, nie rozpisujemy się więcej, bo musimy iść :D Życzymy weny oraz pozdrawiamy Patty i Paula :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Beautiful!!!
    Ciekawe co będzie dalej i na co wpadnie Miyuu ^^
    Ja też sie nie rozpisuje bo musze iść xD życze weny ;*

    OdpowiedzUsuń