W tym samym czasie w szpitalu w Konosze zielonooka piękność
leżała na łożu. Została ona przygotowywana do porodu który miał zacząć się
niebawem. W pomieszczeniu oprócz Haruno znajdował się Naruto, klon blondynka
oraz jedna z pielęgniarek. Gdy wszyscy w napięciu oczekiwali na poród do pokoju
weszła Tsunade.
- Ohayo jak tam Sakura? – zapytała gładząc brzuch
różowowłosej.
- Jeszcze chwilę i zacznę rodzić!! – krzyknęła w przypływie
bólu i spojrzała na blondynkę.
- A co tu robi Minato?! – krzyknęła, wzięła go za bluzę i
wyrzuciła za drzwi. – Ciebie tu nie powinno być w środku!
- Ite! – tylko tyle mógł powiedzieć klon który po spotkaniu
ze ściana zniknął w obłoku.
Tsunade towarzyszyła Haruno przy porodzie, chciała aby jej
uczennica miała jak zawsze komfort w swoim szpitalu. Nie minęła chwila a różowowłosa zaczęła krzyczeć z bólu gdy dzieciątko
zaczęło z niej wychodzić. Naruto siedział obok niej ściskając ją delikatnie za
rękę, i całując ją co jakiś czas w czoło by wspomóc ją jakoś swoim
towarzystwem. Inaczej nie mógł jej pomóc, jak tylko duchowo.
- Sakura jeszcze raz dawaj!! – krzyczała blondynka widząc
główkę dziecka.
- Już nie mogę! – krzyknęła dając z siebie wszystko co
mogła, ręka Naruto którą trzymała była już sina od uścisku. Można powiedzieć że
Hokage czuł ból tak jak i jego ukochana.
- Dobra już jest. – powiedziała Tsunade biorąc maleństwo na
ręce i przekazując je Shizune która musiała umyć noworodka. Blondynka już miała kończyć poród gdy
zobaczyła jeszcze jedną główkę wydobywającą się z Haruno.
- Tsunade-sama jeszcze cholernie boli!! – krzyknęła
różowowłosa płacząc już z bólu, mimo że była bardzo silną kobietą w takich
sytuacjach słabła.
- Sakura wytrzymaj jeszcze… - zaczęła chwytając drugie
dziecko za główkę. – Będziesz miała bliźniaki!
- Że co?! – krzyknął Uzumaki robiąc wielkie oczy po czym
spojrzał na Haruno – Że dwoje?! Troje z Minato?!
- Naruto uspokój się! – krzyknęła Shizune dając mu noworodka
na ręce. – To dziewczynka.
Była taka mała w ramionach Uzumakiego, miała ciemne blond
włoski które na końcówkach były różowe,
posiadała także ciemno zielone oczy.
Blondyn przytulił ją lekko do siebie tak aby zielonooka zobaczyła jedno
z dzieciątek.
- Jest śliczna… Ugh! – jęknęła w przypływie ponownego bólu.
– Wyłaź w końcu!
Wtedy jak za dotknięciem magicznej różdżki, Tsunade trzymała
już następnego z noworodków w swoich objęciach.
Na szczęście to był koniec porodu dla Sakury która była tym wszystkim
wykończona.
- Macie dwie dziewczynki. – powiedziała zadowolona dawna
Hokage przyglądając się dzieciątku. Było ono takiego samego wzrostu i wagi jak
pierwsze. Także miała blond włoski z odcieniem różowego, ale w odróżnieniu od
tamtej miała niebieskie lśniące oczy.
- To czy teraz możesz zawołać Minato Baa-chan? – zapytał
niebieskooki kładąc jedną z dziewczynek do szpitalnego wózka dla noworodków.
- No jasne. – powiedziała
otwierając drzwi i nawołując blondyna, lecz nigdzie go nie było. –
Naruto ale jego tu nie ma.
- Nie ma?! – zapytał zdenerwowany, po czym w jego głowie
zapaliła się lampka. – Tylko nie to!
- Co? Naruto? – zapytała słabo ukochana blondyna.
- Nie przejmuj się… - powiedział całując ją w czoło. –
Wracam jak tylko go znajdę.
Podszedł jeszcze do dwóch dziewczynek, spojrzał na nie.
Przypomniał sobie jak Minato był takim malutkim chłopczykiem, a teraz wyrósł na
nieprzewidywalnego shinobi wioski
liścia. Miał tylko nadzieję że dziewczynki nie będą aż takie narwane jak jego
ukochany synek. Naruto skierował się w
stronę Tsunade i szepnął jej na ucho:
- Zajmij na chwilę moje stanowisko, i jakbyś mogła wypełnij
papiery. – krzyknął i wyskoczył przez okno biegnąc w stronę wioski ukrytej
mocy.
- Naruto!!! – krzyknęła zdenerwowana blondynka.
Wracając do chłopców, stali właśnie na wielkiej arenie na
której miała odbyć się walka, Minato po prawej stronie a Tomoe na lewej. Kilari
stała najbliżej areny wraz z Sayaka. Martwiła się o nich bo to z jej winy jeden
może nie przeżyć pojedynku jak i okiełznania Bijuu.
- Start! – krzyknął Hokage, machając ręką na znak
rozpoczęcia walki.
Tomoe jak i Minato znaleźli sobie odpowiednie kryjówki,
zostali tam przez chwilę obmyślając na szybko strategie. Po chwili oboje
wyskoczyli z nich rzucając w siebie kunaiami, lecz żaden z nich nie trafił w przeciwnika. Arena była
bez dachu więc było to na korzyść Minato który mógł panować nad pogodą. Blondyn
zacisnął mocno pięści, niebo nad nimi stało się ciemne, wielkie burzowe chmury
zaczęły przesuwać się po niebie.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! – krzyknął uszaty
rozglądając się wokoło siebie.
- Sabishi! – przywołał psa po czym wstrzyknął mu nieco
chakry w jego obwód. – Wściekły pies!
Wilczur korzystając z burzy, nastroszył sierść, po czym
zaczął szybko biegać wokoło przeciwnika wytwarzając przy tym elektryczność
dzięki piorunom. Koło zaczęło stawać się coraz to większe, było ono zbudowane tylko z piorunów. Gdy
przeciwnik dotknął zapory to została mu zabierana chakra oraz został po prostu „kopnięty”
przez prąd.
- Minato! – krzyknął Tayaku ukazując swoją „kocią” moc.
Wygląd Tomoe zmienił się, miał on wielkie uszy jak u szynszyla, wielkie kły,
oraz długi potężny ogon. Na jego końcu tworzyła się mała fioletowa gwiazda,
którą po chwili rzucił w Sabishiego jak i Minato. – A masz!
Fioletowa gwiazda uderzyła w zaporę rozwalając ją, i przy
okazji zraniła wilczura który wylądował na murze. Blondyn rzucił parę kunai w
stronę Tomoe jeden z nich trafił przeciwnika w nogę i tam też utkwił. Uszaty
wyjął go szybkim ruchem, i wyrzucił na podłoże. Walka trwała i trwała, ale
nadal nie można było powiedzieć kto zwycięży. Byli równi sobie w walce, mięli
taką samą moc. Mimo że Minato miał władzę nad pogodą, Tomoe dawał mu radę.
Wiadomo że blondyn nie umiał jeszcze w całości panować nad zmianami pogodowymi,
ale jak na swój wiek posługiwał się nim bardzo dobrze. W końcu Uzumaki zdenerwował się na przeciwnika,
podszedł do Sabishi’ego.
- Sabishi? Żyjesz?
- Tak. Młody możesz jeszcze wygrać. – powiedział pies
wstając na cztery łapy. – Ja zamienię się w kulkę. A ty ją połkniesz.
- He? I nigdy Cię nie zobaczę?
- Gdy nie będziesz miał chakry, ja sam z Ciebie wyjdę. To
jak?
- Ok.
- Tylko pamiętaj, zero nienawiści. – powiedział zamieniając
się w niebieską małą kulkę. Wyglądał jak pożywcze kulki Sakury które zawsze
robiła dla Naruto. Blondyn podniósł ją i przełknął. Po upływie kilku sekund
nabrał sił, jego postrzeganie zmieniło się. Spojrzał on na rywala po czym
utworzył on na ręce małą zieloną kule.
- Co to?
- To jest słoneczna
kula.
- Sabishi?! Mogę z Tobą gadać?!
- Taaa taaa… Użyj
tego.
- Yossha! – krzyknął biegnąc na Tomoe gdy był
już bardzo blisko niego podskoczył do góry i rzucił kulą w niego. Jutsu było na
tyle potężne by zmieść podest na którym wcześniej stali, oraz przewróciło parę
okolicznych drzew. Niebo znowu zaczęło się zmieniać, tym razem zaczęło padać.
Minato wiedział że teraz może mieć lekką przewagę nad przeciwnikiem.
- Grrr Kula Ognia! – krzyknął uszaty chcąc wykonać jutsu
lecz zamiast niego została tylko para. – Chikuso!
- Nie masz szans!! Hahaha! – krzyknął Minato nie panował już
nad nową mocą, nie mógł skontaktować się z Sabishim. Nie wiedział już na kim
tak naprawdę mu zależy, po co żyje. Teraz liczyła się dla niego tylko
nienawiść. Gdy szala nienawiści się przepełniła, wokoło Minato tworzyła się
czerwono-fioletowa mgła. Chłopak zaczął się zmieniać w potwora a dokładniej
wielkiego wilczura. Ogon stał się puszysty i bardzo wielki tak jak i wszystkie
zęby psa. Pazury wydłużyły się zauważalnie, pojawiła się także rządza krwi
której tak pragnęła zła strona zwierzęcia.
W tym samym czasie na miejsce dotarł Naruto który wskoczył
na budynek Kage, by rozglądnąć się za synem. Nie musiał długo szukać, widział
Sabishi’ego lecz w znacznym powiększeniu. Już chciał ratować swojego syna gdy
usłyszał kpiący głos kruczowłosego.
- Naruto widzę że przyszedłeś do syna…
- Sasuke! Coś ty narobił!
- Wyprowadziłem go z równowagi.
- Zawsze musisz każdego wprowadzić w kłopoty dattebyo! –
krzyknął Uzumaki biegnąc w stronę syna który niszczył wszystko co stanęło mu na
drodze. Gdy był pod areną zobaczył dziewczynkę, tę co kiedyś 10 lat temu. Stała
tam i patrzyła w bezruchu na poczynania Minato, gdy wszyscy inni uciekali ku
wyjściu.
- To wszystko Twoja wina?- zapytał niebieskooki, przechodząc
w Kyuubi Mode.
- To nie tak! – krzyknęła i pokiwała przecząco głową.- To
przez mojego ojca!
- No dobra teraz muszę go uspokoić. – odpowiedział Naruto
przybierając postać wielkiego Kyuubiego. Był on takiej samej wielkości a może i
nawet większy niż Sabishi. Podbiegł do niego po czym przytrzymał go za
barki. Lecz gdy tylko go chwycił, on
wyślizgnął się mu ponieważ był cały mokry od deszczu który nadal padał. Blondyn
musiał zaryzykować więc utworzył w pysku mała Bijuudame i wyrzucił ją prosto
pod nogi syna.
- Proszę go nie krzywdzić! – krzyknęła Kilari biegnąc ku
bestiom. – Niech pan go na chwilę unieruchomi!
- Yoss!! – krzyknął i z całych sił przytrzymał Sabishi’ego
za tylnie łapy tak by upadł na ziemię i nie mógł się podnieść. Uzumaki siłował
się z bestią, lecz po chwili poddała się ona i ułożyła na ziemi. Lecz nadal
miała wiele sił w zapasie. Czarnowłosa podeszła do Sabishi’ego, zamknęła na
chwilę oczy po czym wystawiła dłoń i ułożyła ją na czarnym nosie bestii. Po upływie niecałych 5 minut wszystko zaczęło
wracać do normy, fioletowo-czerwona mgła zaczęła opadać, deszczu nie było. Na
ziemi leżał Minato wraz z psem. Tylko co z tego że wrócili do formy jak ani
pies ani blondynek nie oddychali. W tym samym czasie Sasuke wypuścił Bijuu,
które z niesamowitą prędkością napierało na Tomoe który z przerażeniem w oczach
patrzył na zwierzę.
- Nie ruszaj się! Ha! – krzyknęła Sayaka, po czym z jej
ciała wydobyło się wiele stalowych łańcuchów przytrzymując bestię. Na raz pociągnęła wszystkie łańcuchy po czym
przymocowała je za pomocą chakry do jednego ze zwojów które nosiła ze sobą. –
Jestem szamanką.
W wyrazach wdzięczności wszyscy ściskali bohaterki które
uratowały całe miasto przed nieprzewidywalnymi Bijuu oraz Sabishim, który był
dla nich nieznanym zwierzęciem. Naruto zabrał Minato jak i psa do szpitala,
nadal nie oddychali, byli podpięci do różnych urządzeń podtrzymujących życie.
Gdy Naruto tak siedział przy synu, po chwili do pomieszczenia weszła Sakura
która także przebywała jeszcze na obserwacji poporodowej, tak jak i maleństwa.
- Naruto dziękuje… - powiedziała siadając mu na kolanach i przytulając
się do niego ze zmęczenia.
- Sakura-chan powinnaś odpoczywać. – powiedział odgarniając
włosy z jej czoła i całując ją w nie.
- Oj tam… - odpowiedziała podchodząc do syna. – Minato coś
ty narobił…
Spoglądała na jego oczy które były zamknięte, był taki
blady. Lecz gdyby Naruto nie przybył w porę to już by Minato nie było. Potwór
przejął by całe ciało blondynka, a tak czekają na to by mały otworzył oczy i
zaczął samodzielnie oddychać. Następnie Haruno chciała pogłaskać pieska ale
poczuła wielki ból u dołu brzucha.
- Sakura-chan uważaj! –krzyknął niebieskooki biorąc ją na
ręce i zanosząc do jej pomieszczenia.
- Dziękuje lisku…
Gdy Naruto ponownie wrócił do pokoju Minato, zauważył w nim
Kilari która siedziała przy łóżku mamrocząc coś do jego syna. Postanowił wyjść
po cichu z pomieszczenia i zostawić ich samych.
- Minato to wszystko przeze mnie! – krzyknęła dzierżąc w
rękach kwiatek który jeszcze nie zdążył się rozwinąć.- Przepraszam Cię za to….