Był piękny gwieździsty wieczór, gorąca, złota kula która
dawała nam ciepła w dzień poszła już dawno spać. Zamiast niej na niebie pojawił
się ogromny srebrzysty księżyc, który lśnił swoim blaskiem, zaglądając do pokoi
wielu ludzi. W tym także do mojego małego pokoiku, który ułożony był naprzeciw
niewielkiego lasku. W pokoju nie znajdowało się wiele rzeczy, było tam stare,
drewniane łóżko, które z każdym moim ruchem wydawało przeraźliwe skrzypienie.
Na nim znajdowała się błękitna jak niebo w czasie wiosny, pościel a na niej
leżała puszysta, różowa owieczka którą nazwałam Kyuubi. Miała na szyi czarną
opaskę, z blaszanym prostokątem na której widniał dziwny znak. Znak który
oznaczał dla mnie wszystko, ponieważ był i jest dla mnie bardzo ważny. W pokoju
była także jasna hebanowa szafa, która skrywała wszystkie moje ubrania i nie
tylko, obok niej stało biurko. To na tym meblu zawsze był włączony srebrny
laptop, bez którego nie rozstawałam się ani na moment. Na podłodze rozłożony
był brązowy, miękki dywan. Nie był on zbyt duży ale wystarczał by nie zmarznąć
w nogi gdy podchodziłam do okna. W pokoju znajdowały się dwa zwierzątka, jedno
żyło w akwarium. Był to czarno-biały myszo skoczek imieniem Ringo, a na
posłaniu obok skrzypiącego mebla przebywał mój najukochańszy przyjaciel od
zawsze. Był to kot, miał wielkie żółte oczy, barwne kolory sierści oraz długi
pręgowany ogon. Rozumieliśmy się bez słów, można to było nazwać telepatią. Wraz
ze mną oglądał moje ulubione anime- Naruto Shippuden. Zmieniło ono moje życie,
na dobre. Jako małe dziecko miałam podobnie jak on z dwoma wyjątkami: nie
miałam demona i miałam rodziców. Wszyscy patrzyli na mnie jakbym była jakaś
przeklęta, jakbym nosiła jakąś zaraze, chorobę zakaźną. Wtedy tego jeszcze nie
rozumiałam, myślałam że tak ma być. Lecz wraz z wiekiem, zaczęłam rozumieć że nie
tak to miało być. Samotność doskwierała coraz bardziej, nie mieć przyjaciół,
znajomych, być zauważalną tylko dlatego żeby dać odpisać zadanie. Gdy wracałam
do domu, kładłam się na łóżko po czym wylewał się ze mnie potok łez. Mój kot-
Kuruma, przychodził do mnie, kładł się na brzuchu. Po czym układał swoje łapy w
miejsce mojego serca i czekał aż się uspokoję. Były to dla mnie ciężkie chwilę,
ale zaczęłam oglądać Naruto było coraz to lepiej zdobyłam dwie przyjaciółki,
otwarłam się na świat, oraz powiedziałam sobie że nigdy ale to nigdy nie będę
już płakać. I tak jest aż do dzisiaj, nie ma dnia bez śmiechu. A poza tym mam
na imię Miyuu, posiadaczka lśniących, dużych zielonych oczu, oraz
jasno-ciemnych włosów do ramion.
Dochodziła godzina 20, ogromny księżyc był prawie nad
ziemią, niemalże stykał się z podłożem. Rozświetlał mrok, ludziom którzy
spieszyli na noc do pracy. Szczerze współczułam tym ludziom, ponieważ ja na
pewno zasnęła bym na stanowisku pracy. Leżałam w tej chwili na łóżku, przykryta
kocem razem z Kurumą, patrzyłam w sufit, rozmyślając o różnych rzeczach. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk
otwieranych drzwi. Gdy uchyliły się nieco więcej ujrzałam w nich mamę, była
lekko puszystą osobą, ale bardzo miłą. Kochałam ją jak i tatę z całego serca, podniosłam
się do pozycji siedzącej i spoglądnęłam na nią przecierając oczy ponieważ
zapaliła światło.
- Czemu Ty jeszcze nie śpisz Miyuu? – zapytała podchodząc do
okna.
- Rozmyślam. – odpowiedziałam krótko, z powrotem kładąc się
na łóżko.
- Wpuszczę Ci trochę świeżego powietrza. – powiedziała
uśmiechając się po czym uchyliła okno. Po tej czynności podeszła do mnie i
rozczochrała mi włosy, tak samo poczyniła z Kurumą. – Nie myśl tyle bo masz
mały móżdżek.
- Haha dzięki. – odpowiedziałam chichocząc i poprawiając
fryzurę. Uwielbiałam te jej uszczypliwe żarty, zawsze dawały mi impuls do
śmiechu. Śledziłam ją wzrokiem aż zamknęła za sobą drewniane drzwi, po czym
wróciłam do wcześniejszej czynności.
- Co by było gdybym żyła w świecie Naruto? – zadałam to
pytanie sama sobie, po czym przekręciłam głowę na bok by móc spojrzeć na
znajdujący się na ścianie plakat z wizerunkiem głównego bohatera wraz z jego
partnerką z drużyny. Uwielbiam ten paring, w moim życiu miłosnym same porażki
więc mam nadzieję że chociaż im uda się razem coś osiągnąć. Nie przejmuje się
tym że nie mam nikogo bliskiego przy sobie, ja wiem że kiedyś Bóg postawi kogoś
na mojej drodze i będę z tym kimś szczęśliwa. Nagle w pokoju zrobiło się
czerwono, rozglądnęłam się wokoło lecz nie znalazłam źródła tego światła
dopiero gdy spojrzałam na okno zobaczyłam to nieprawdopodobne zjawisko. Księżyc
który przed chwilą był ogromną srebrzystą kulą, teraz stał się czerwonym
wielkim punktem na niebie. Podeszłam do okna, nawet nie ubierając kapci po czym
oparłam łokcie na parapecie i spoglądałam na księżyc w poszukiwaniu
jakiegokolwiek zjawiska które wyjaśniało by kolor świecącego obiektu. Po chwili
na parapet wskoczył także Kuruma, który zaczął rozpaczliwie drapać po szybie
wydając przy tym przeraźliwe dźwięki.
- Kuruma co się dzieje? – zapytałam głaszcząc kota, który
nadal intensywnie drapał.
Po upływie paru minut postanowiłam że otworzę okno, jednym
zamaszystym ruchem przekręciłam klamkę która odblokowała jedną z kwater starego
okna. Kuruma momentalnie przestał drapać, spoglądnął na księżyc po czym
wyskoczył z okna na podłoże i pobiegł przed siebie. Byłam zdezorientowana i
zmartwiona ponieważ on nigdy nie wychodził nigdzie beze mnie, był jak taki mały
pies który zawsze zostaje przy swoim właścicielu. Chcąc za nim pobiec, ubrałam
buty, chwyciłam pierwszą lepszą bluzę z szafy, ubrałam ją na siebie po czym
wyskoczyłam z okna. Biegłam za nim co tchu, cały czas miałam na oku jego
czerwoną obroże która rzucała mi się w oczy.
- Kuruma zatrzymaj się! – krzyczałam za nim ale na darmo,
ponieważ zachowywał się jakby był zahipnotyzowany. Po upływie parunastu minut,
dotarliśmy na miejsce. To szczególne okolice, to właśnie tam biegł mój kot. Pod
ten straszny czerwony księżyc. Zatrzymałam się nieopodal niego, po czym
wytężyłam bardziej wzrok. Zauważyłam że nie był tam sam, było tam także stado
kotów które wpatrywały się w blask ogromnej kuli. Przestraszyłam się nieco tego
zjawiska, z bliska wyglądało to jeszcze gorzej. Nagle księżyc zaczął pękać,
czerwona powłoka miała już na sobie wiele rys. Bojąc się o swojego małego
przyjaciela, podbiegłam do niego po czym przytuliłam go mocno do siebie i
skierowałam wzrok na kulę która rozbłysła niesamowicie lśniącym światłem. Ten
blask pochłonął mnie i Kurumę, nie wiedziałam co się ze mną dzieję, na moment
jakbym straciła świadomość.
Chwilę później czułam że siedzę na ziemi, miałam nadal
zamknięte oczy, ponieważ ten blask oślepił mnie na tyle by nie móc zobaczyć nic
przez dłuższy czas. Lecz gdy już moje tęczówki przyzwyczaiły się do światła dziennego,
przeżyły szok. Przyglądałam się sobie uważnie niedowierzając jak i co się
stało. Także Kuruma był inny, nie taki jak zawsze.
- Że co?! – krzyknęłam do siebie po czym rozglądnęłam się
dookoła, a po chwili usłyszał mnie cały świat. – Jestem postacią z anime!
Miałam na
sobie białą bluzkę na ramiączkach, oraz jasnoniebieskie spodnie do kostek. Poza
moim wyglądem zewnętrznym nic się nie zmieniło, lecz było coś jeszcze co bardzo
mnie zdziwiło. Była to złota bransoleta, którą miałam założoną powyżej łokcia
na ramieniu. Chciałam ją zdjąć ale nie dało się, była jakby przyklejona na
kleju, więc dałam sobie spokój. Następnie spojrzałam na Kurumę, nie był już
zwykłym kotem, przypominał on królika o długich, wielkich uszach, koloru
białego oraz puszystym pokaźnym ogonie.
Spojrzałam na niego a on na mnie po czym usłyszałam w umyśle
pewne słowa:
- Gdzie my jesteśmy?
- Kto tam? –
zapytałam rozglądając się po okolicy, lecz nie znalazłam nikogo w pobliżu.
- Tutaj!
- Hę? Gdzie?! - krzyknęłam po czym poczułam ugryzienie w
kostkę, za którą automatycznie się złapałam. To właśnie na niej znalazłam
źródło dźwięku. – Kuruma?! Czy Ty gadasz do mnie w myślach?!
- Tak! – odpowiedział po czym puścił moją
kostkę i stanął naprzeciw mnie.
- To wszystko Twoja wina że się tu znaleźliśmy! –
powiedziałam pokazując na niego palcem, prawie że dotykając jego czubka
nosa robiąc przy tym groźną,
naburmuszoną minę.
- A wcale że nie
moja! – krzyknął pokazując swoje pokaźne, białe kły.
- A kto niby
wybiegł przez okno co?! - krzyknęłam
wściekła po czym gwałtownie wstałam. Zrobiłam dwa może trzy kroki, po czym
zderzyłam się z jakąś postacią i ponownie wylądowałam na ziemi tłukąc sobie
przy tym cztery litery. Masując obolałe miejsce, spojrzałam na postać która
przyprawiła mi tyle bólu. Była to osoba którą bardzo dobrze znałam, blond włosy
które rozchodziły się w każdą stronę tworzyły niepowtarzalną fryzurę, te
nieskazitelne błękitne oczy które patrzyły na mnie zdziwionym wzrokiem. Postać
ubrana była w pomarańczowo-czarny dres, a na jej czole znajdowała się opaska,
taka sama jaką miała moja owieczka w domu. Po chwili chłopięcy głos odezwał się
do mnie:
- Nic Ci się nie stało ? – zapytał wyciągając przed siebie
dłoń by pomóc mi wstać, oczywiście chwyciłam ją momentalnie nie odrywając oczu
od postaci.